Roślinny rzeźnik nr 1. Jak BezMięsny podbił rynek i stał się liderem?
Gość: Rafał Czech, Co-founder & Co-owner BezMięsny and Plenty Reasons
Słuchaj lub oglądaj na:
W tym odcinku
- Przyjrzymy się historii marki i jej drodze na szczyt.
- Porozmawiamy o tym, jak skutecznie identyfikować i pokonywać obiekcje klientów.
- Dowiesz się, dlaczego sprzedaż online produktów BezMięsnego jest wyjątkowa.
- Zbadamy, jak kluczowe jest zaufanie wspólników dla rozwoju firmy.
- Odkryjemy, skąd wziął się pomysł na BezMięsnego.
- Sprawdzimy, czy crowdfunding to łatwy sposób na start biznesu.
Mój dzisiejszy gość to Rafał Czech, który wraz z Igorem Sadurskim założył oraz prowadzi BezMięsnego, czyli pierwszego w Polsce w 100% roślinnego rzeźnika. BezMięsny oferuje stacjonarnie online produkty, które smakują, wyglądają i zachowują się w kuchni jak mięso, ale powstają bez składników odzwierzęcych i jest niekwestionowanym liderem na tym rynku. W rozmowie czeka na Was konkret, czyli samo mięso. Na bardzo ciekawym przykładzie bez mięsnego porozmawiamy o tym, jak identyfikować i przezwyciężać obiekcje klienta. Dlaczego sprzedaż online w przypadku ich produktów jest wyjątkowa? Jakie znaczenie dla rozwoju firmy ma wzajemne zaufanie wspólników oraz czy łatwo wystartować z biznesem dzięki crowdfundingowi?
Bartosz Fabjańśki (edrone): Cześć Rafał, bardzo mi miło gościć Cię w podcaście.
Rafał Czech (BezMięsny) Cześć.
Bartosz Fabjański (edrone): Rafał, bezmięsny.pl, produkty, które zastępują produkty mięsne pod kątem smaku, tekstury, wyglądu, nie tylko jeżeli chodzi o przygotowywanie kanapek, ale również gotowanie. Pierwsze pytanie kolega kazał zapytać, czy można zrobić masę bez mięsa?
Rafał Czech (BezMięsny)
Zanim odpowiem na to pytanie, to pewnie bardziej wolimy słowo alternatywa niż zastępnik, bo zastępnik brzmi jako coś gorszego. Natomiast alternatywa jest po prostu trochę czymś innym, ale mającym w sobie DNA ten pierwowzór i taki jest właśnie BezMięsny. A odpowiadając na Twoje pytanie, zdecydowanie można zrobić masę na diecie roślinnej. Mamy wielu sportowców, czy to w segmencie kulturystyki, czy sportów siłowych, ale też w ramach na przykład wyścigów ultra. Tam akurat ta masa mięśniowa jest zupełnie inna i są szczupli wtedy sportowcy, ale są o niesamowitej wydajności. Więc nie jestem dietetykiem, ale z tego, co wiem, to istotna jest podaż białka i bilans kaloryczny i dieta roślina jest w stanie równie to zapewnić tak jak dieta tradycyjna.
Czy to jest coś, co wykorzystujecie w komunikacji marketingowej czy komunikacji produktu? Jakieś relacje z ludźmi, którzy uprawiają sporty albo są wyczynowymi sportowcami?
Jak zaczynaliśmy, była taka kampania, nie jestem pewien czy ona wciąż jest, nazywa się Jasna Strona Mocy i to była kampania organizowana przez Stowarzyszenie Otwarte Klatki na rzecz promowania diety roślinnej wśród sportowców właśnie. I wtedy rzeczywiście jak zaczynaliśmy, to sporo zahaczaliśmy o taki wątek sportowy, bo nasze produkty wtedy, ale też teraz mają bardzo dużą zawartość białka. Natomiast ta nasza komunikacja obecnie jest bardziej taką komunikacją multi, czyli my chcemy docierać do jak najszerszej grupy, do mainstreamu, pokazywać wszystkim, nie tylko osobom na diecie roślinnej, ale właśnie głównie tym, którzy nie są na tej diecie roślinnej, że są takie produkty jak nasze i żeby ich spróbowali, a czy im posmakują, to już zależy od ich gustu.
Rozumiem. Dotknąłeś troszkę tego, co się działo, kiedy zaczynaliście, więc ja bym chciał się podpiąć pod to, jak narodził się pomysł na BezMięsnego. Co było inspiracją, skąd się to wzięło?
Nie będę mówił, że pomysł narodził się w garażu, ale możemy nazwać to takim przysłowiowym garażem. Kiedy wpadliśmy na ten pomysł, mieliśmy z Igorem po nieskończone, wtedy jeszcze 25-26 lat, więc byliśmy na absolutnym początku swojej drogi zawodowej. Igor wtedy dołączył do pomagam.pl, gdzie ja pracowałem i to był portal crowdfundingowy, który mieliśmy okazję współtworzyć. Wcześniej Igor pracował w telewizji, ja miałem jakieś początki w jakichś firmach farmaceutycznych, na jakichś bardzo podstawowych stanowiskach. No ale w momencie, kiedy zaczęliśmy więcej razem spędzać czasu, to przy okazji naszej pracy, gdzie dużo mieliśmy do czynienia z różnego rodzaju researchem i w ogóle ze światem crowdfundingu, zobaczyliśmy, że w Stanach Zjednoczonych bardzo rozwiesza trend diety roślinnej i tzw. lokalnych rzeźników. I z racji tego, że nam dieta roślinna była zawsze bardzo bliska, Igora tata np. ponad 30 lat już nie je mięsa i sami chcieliśmy bardzo ograniczyć i sami szukaliśmy alternatyw i sposobu, jak to zrobić skutecznie. To uznaliśmy, że czegoś takiego na rynku polskim nie ma. Wtedy, jak my myśleliśmy o założeniu BezMięsnego, była dosłownie jedna rozpoznawalna marka roślinnych alternatyw w Polsce. Reszta to były jakieś importowane z daleka produkty różnej jakości wtedy. I uznaliśmy, że jest przestrzeń na to, żeby założyć też takiego lokalnego rzeźnika w cudzysłowie oczywiście. I wpadliśmy na ten pomysł, nie mieliśmy żadnych receptur, nie wiedzieliśmy, jak to wyprodukować, jak to zrobić, ale uruchomiliśmy crowdfunding, który pomógł nam zebrać pierwszą pulę pieniędzy i rozwinąć wtedy nasz know-how, rozwinąć pierwszą sprzedaż i zastanowić się, co dalej z tą firmą. Więc kiedy mieliśmy te początki tej akcji crowdfundingowej, to już wtedy zaczynaliśmy się zastanawiać, czy rzeczywiście taka lokalność ma sens i czy jednak nie powinniśmy pójść w mainstream, ale zanim podjęliśmy tę decyzję, to jeszcze pamiętam, wtedy minął chyba rok czy półtora od naszego startu.
Na ile w takim razie powiedziałbyś, że to doświadczenie, te kompetencje, czy ta wiedza, jeżeli chodzi o crowdfunding, które wnosiliście, czy Ty wnosiłeś do projektu, okazały się istotne, bo myślę sobie tak, że nawet na Waszej stronie jest informacja, że szynka czosnkowa bodajże, powstała dzięki 1500 fantastycznym osobom, które wsparły ten pomysł. Ktoś może sobie pomyśleć, o wow, mam pomysł, to na pewno wystrzeli dzięki zbiórce. Czy to jest proste, czy to nie jest takie proste, czy widzieliście jak do tego może podejść, troszeczkę to zhakować, czy po prostu najważniejszy jest dobry pomysł?
Myślę, że to doświadczenie nasze crowdfundingowo było na tamtym etapie absolutnie kluczowe. Było kluczowe dlatego, że dzięki temu w ogóle wpadliśmy na pomysł, jak moglibyśmy zebrać jakieś pierwsze środki, bo sami takimi środkami dysponowaliśmy do tego, żeby rozpocząć ten biznes. Jednocześnie osoby, które nas wspierały, jest masa osób, które prawie te 9 lat temu nas wsparły, które są z nami do dzisiaj. Więc dzięki temu doświadczeniu crowdfundingowemu wiedzieliśmy, jak ruszyć wtedy w tym takim wymiarze finansowo-biznesowym i jednocześnie to też miało bardzo duży wymiar marketingowy. 9 lat temu rynek crowdfundingu wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj. Wtedy to były czasy Kickstartera, gdzie po prostu organizowano zbiórki, w ramach których dostarczało się, otrzymywało się jako wspierające różnego rodzaju produkty. Dzisiaj jest to już bardziej crowdfunding udziałowy, czyli kiedy ktoś tworzy taką zbiórkę, dzieli się udziałami z tego potencjalnego biznesu z ich wspierającymi. Nie wiem, jak teraz wygląda ten rynek crowdfundingu udziałowego w tej chwili w Polsce przy obecnych warunkach makroekonomicznych i obecnych stopach procentowych, natomiast wiem, że te 3-4 lata temu miało się to całkiem nieźle. Jak byśmy dzisiaj zaczynali, czy byśmy zaczęli tak samo? Nie mam zielonego pojęcia, ale mając doświadczenie i jakąś perspektywę, myślę, że by nam się dzisiaj nie udało to w ten sposób. Myślę, że droga, którą wtedy wybraliśmy, była bardzo specyficzna. Dużym sukcesem było też to, że społeczność i wegetarian, wegetarian i wegan jest bardzo silnie związana i wtedy alternatywy dla mięsa były czymś bardzo świeżym. Była bardzo duża potrzeba wtedy na pojawienie się tego typu produktów. Więc jakby to wsparcie myślę, że i wynikało z tego, że ludzie naprawdę chcieli, żeby nam się udało, ale jednocześnie też chcieli spełnić jakieś swoje osobiste potrzeby, takie żywieniowe i produktowe. I myślę, że dlatego to odniosło sukces. Gdyby dzisiaj ktoś w naszej kategorii chciał rozpocząć biznes i zrobiłby to dokładnie w ten sposób, to raz, że ten rynek jest już nieporównywalnie bardziej dojrzały i bariera wejścia jest bardzo, bardzo wysoko postawiona w tej chwili, to dwa, inaczej należałoby chyba podejść do tych kwestii finansów i pozyskiwania pierwszej sprzedaży. Co do tego, co do teorii, czy pomysł to jest klucz do sukcesu, Patrząc na 9 lat i ile energii i pracy w to wszystko włożyliśmy, to wydaje mi się, że ten pomysł sam w sobie niewiele jest wart. Jest istotne wymyślenie koncepcji całej, znalezienie swojej niszy, swojego tak zwanego niebieskiego oceanu i jakiegoś takiego niestandardowego podejścia innowacji właśnie w komunikacji, czy w samym produkcie, czy w usłudze. Natomiast myślę, że takim absolutnym kluczem, pewnie to jest trochę już taki wyświechtany frazes, ale jest jakby takie giga zaangażowanie założycieli i przede wszystkim bardzo ciężka i wytrwała praca. I taka cecha, którą wydaje mi się, że chce się prowadzić firmę, to po prostu jest niezłomność, bo my przeszliśmy bardzo różne etapy już naszej firmy, od giga euforii po bardzo trudne momenty, które niestety to nie są momenty, które trwają tydzień czy miesiąc, tylko potrafią się ciągnąć dosyć dłużej. No i pytanie, czy jako potencjalny założyciel firmy jesteśmy gotowi na to, że prowadzenie biznesu to nie jest picie drinków z palemką w Miami, tylko po prostu zasuwanie.
Czyli można użyć takiej metafory, że kiedy szukasz dobrego pomysłu, to tak naprawdę szukasz początku drogi, która jest drogą przez krew, ból i łzy, parafrazując klasyka. To nie jest w ogóle koniec ani środek, tylko wtedy tak naprawdę się zaczyna ogień i jazda.
Dokładnie tak, wtedy się zaczyna i w ogóle się nie wie na ile czasu się podpisuje ze sobą ten kontrakt, bo to nie wiadomo czy to jest historia, która będzie trwała rok, dziesięć lat, dwadzieścia lat i mówię o takim kontrakcie ze sobą, w sensie zobowiązaniu wobec samego siebie, na ile mi starczy sił, żeby prowadzić tę firmę.
Mnie to zawsze fascynuje, kiedy rozmawiam z przedsiębiorcami, którzy założyli firmę i odnieśli sukces, mianowicie jak poradzić sobie, bo wiesz, wykres łatwo się czyta w lewą stronę, jakiegokolwiek papieru wartościowego itd. Podobnie, kiedy spojrzy się na historię, to widać, że tam mieli jakieś dołki, ale wiadomo, że potem je przeszli. Natomiast będąc w dołku, zupełnie nie wiesz, co będzie dalej, czy z tego dołka da się wygrzebać, czy warto się z niego wygrzebać, czy trzeba się z niego ewakuować. Czy masz jakiś rodzaj porady dotyczący tego, kiedy uruchomić tak zwanego stop lossa? A kiedy jak pozyskiwać informacje czy czynniki decyzyjne dotyczące tego, że warto dalej zaciskać zęby i dalej przejść do przodu.
Rafał Czech
To jest bardzo trudne pytanie i myślę, że nie ma na niej uniwersalnej odpowiedzi, bo ma na to wpływ szereg czynników. Są takie czynniki typowo biznesowe, czyli na przykład określenie potencjału, jaki ma jeszcze firma, mimo tego, że znajduje się w dołku, czyli potencjału firmy samej i produktu i potencjału rynku. Możliwości pozyskania ewentualnie, z czym to się zresztą bardzo często wiąże, jakiegoś kapitału, który pozwala osiągnąć i rozwinąć ten potencjał. To jest jedna rzecz. Druga rzecz, Myślę, że bez wsparcia… Myślę, że dzisiaj prowadzenie firmy samemu jest… Ja sobie nie wyobrażam samemu prowadzić firmy, bo firmę prowadzimy w sensie operacyjnym we dwóch, ale nas jest tak naprawdę trzech i z tych prawie dziewięciu lat to jest, myślę, że jedna z największych wartości, jaką wypracowaliśmy, czyli ta relacja między nami, takie bezgraniczne zaufanie i przede wszystkim czujemy, kiedy któryś z nas ma gorszy moment i co wtedy trzeba zrobić, żeby tę negatywną narrację odmienić i przekuć w coś pozytywnego. Kiedy stop loss? Nie wiem, no my wiadomo, jak ja osobiście mam bardzo gorszy dzień, to już chciałbym klikać ten stop loss, już nie raz chciałem go klikać, mimo że obiektywnie byłaby to bardzo błędna decyzja, ale to po prostu wynika z przytłoczenia już często informacjami, problemami. W ogóle prowadzenie firmy to jest chyba umiejętność, której się najbardziej nauczyłem, czyli umiejętność rozwiązywania problemów o bardzo szerokim spektrum, czyli od takich bardzo podstawowych tematów, bo bardzo złożone. No ale jakby sumarycznie to po prostu każdego dnia odciska jakieś tam piętno i wywiera presję na prowadzącym firmę. Więc Stop Loss, no to tak jak mówię, to jest suma wielu czynników i myślę, że to każdy founder musi sam podjąć tę decyzję, ale zanim się ją podejmie, myślę, że dobrze mieć kogoś, z kim to dobrze po prostu z challenge’ować to i tak obiektywnie podejść do tematu i to rozkminić, To na pewno dobra decyzja.
Fajnie wyprzedziłeś moje pytanie, bo kiedy słuchałem Cię i gadaliśmy o tych dołkach, to chciałem właśnie zapytać o relacje i o to, czy bywało czasem tak, że któryś z Was miał dość, a wtedy drugi na przykład mówił, dobra, dawaj, jedziemy, damy radę. Rozumiem, że bywało tak, że jest to.
Myślę, że to jest stała w ogóle tej naszej relacji, że tak się dzieje. Myślę, że my z Igorem głównie razem pracujemy, ale my już między sobą bardzo dużo czasu spędzamy, rozmawiamy od tylu lat. Też jesteśmy kuzynami, więc też jest między nami jakaś więź krwi. Czujemy, kiedy ktoś ma gorszy lub lepszy dzień, co też pozwala na przykład na taką świadomość, że na przykład, dobra, dzisiaj wiem, że to nie jest dobry dzień na poruszanie jakiegoś trudnego tematu, bo Igor może mieć gorszy dzień i on czuje dokładnie to samo w moją stronę, także dobra, teraz może dajmy sobie z tym spokój, poczekajmy do jutra albo za tydzień i wtedy siadamy do jakiejś takiej trudniejszej rozkminy. Dlatego, że myślę, że takie uczucie, które nieustannie towarzyszy przedsiębiorcy, to jest poczucie lęku. I to jest coś, czego wydaje mi się, nie da absolutnie wyzbyć, niezależnie od skali biznesu, jaki się prowadzi. Myślę, że poczucie lęku na starcie jest znacznie mniejsze, bo wtedy jest duża taka fala euforii, czyli taki poziom zakochania, trochę jak w relacjach z drugim człowiekiem i wiara w to, co się robi, jest nieporównywalnie większa. No ale później to jest właśnie jakby umiejętność sobie radzenia z tymi lękami, ale one prawie nigdy nie wnoszą wartości dodanej w podejmowaniu decyzji, więc jak ma się taki gorszy dzień i się myśli, nie, to się jutro wszystko zawali i jakby nic z tego nie będzie, to wtedy dobrze nie podejmować takich żadnych trudnych decyzji.
Okej, rozumiem. Słuchaj, a tak usłyszałem przed chwilą, że zaczynałeś na podstawowych stanowiskach gdzieś tam w przemyśle farmaceutycznym. Teraz dochodzi do tego moja wiedza z researchu, że misją firmy jest zmieniać świat na lepsze. Wiem, że chcecie tego. No i takie pytanie trochę przekorne. Łatwiej zmieniać świat na lepsze, robiąc własną działalność, czy pracując w branży farmaceutycznej? Bardzo przekorne, bo chyba odpowiedziałeś swoimi wyborami życiowymi, ale może jakoś to pociągniesz.
Moja historia w branży farmaceutycznej była krótka. Wcześniej miałem do czynienia z bardzo różnymi zawodami, pracy na budowie, w gastronomii, jako pomocnik mechanika, robiąc naprawdę bardzo różne rzeczy, co też myślę, że miało wpływ na to, że się, nazwijmy to, niczego nie boję, bo spróbowałem jakichś tam różnych podstawowych rzeczy. Jak się czegoś nie wie, to po prostu można się tego wszystkiego nauczyć. Czy łatwo jest zmieniać świat na lepsze mając swój biznes?
Powiedz, jak to rozumiecie w takim razie i jak Wam to wychodzi? Jak oceniasz, jak Wam to wychodzi? Czy troszkę się udało?
Myślę, że nasze podejście w tej kwestii trochę się zmieniło na przestrzeni lat. My jak zaczynaliśmy, byliśmy absolutnie przekonani, że naszymi klientami będą tylko i wyłącznie wegetarianie i weganie. I dosłownie pierwsze miesiące mega szybko to zweryfikowało, bo okazało się, że naszymi konsumentami prawie w połowie są osoby na diecie mięsożernej, które były bardzo ciekawe tego, co robimy. I tak jest do dzisiaj. I dzisiaj pełen fokus, jaki mamy, taki kluczowy, to są osoby, z którymi trochę się zaprzyjaźniliśmy komunikacyjnie, w sensie takim, którzy są na diecie tej tradycyjnej i jedzą to mięso. My absolutnie nigdy im nie mówiliśmy w całej naszej historii, że mają nie jeść tego mięsa, ale żeby spróbowali BezMięsnego. I taką strategię prowadzimy w zasadzie od samego początku, czyli my nigdy w bardzo taki ortodoksyjny sposób nie podchodziliśmy do tego, czyli albo bezmięsne, albo mięso, albo lubimy się, albo nie.
Tutaj chyba wybrzmiewa to, co poprawiłeś na samym początku, że alternatywa w tej komunikacji w mówieniu o Was jest bardzo istotnym słowem.
Tak. I mamy takie poczucie, że jeżeli w skali tygodnia ktoś raz, dwa, są takie osoby, które codziennie jedzą nasze produkty, ale ktoś zamieni produkt mięsny na nasz, to w takim osobistym przekonaniu, czy zmieniamy świat na lepsze, no to myślę, że tutaj mogę sobie zaznaczyć checkpoint i jakby, że to się udaje. I mi się udaje, że my na takim poziomie możemy myśleć o tym, że zmieniamy świat na lepsze, czyli że te wybory w stronę produktów roślinnych są częstsze. My nie prowadzimy kampanii typu: rezygnuj z mięsa, rezygnuj z produktów mlecznych, jest masa innych różnych organizacji, które się tym zajmują i prowadzą tego typu edukacje i to nie jest w naszej roli. Naszą rolą jest zapewnienie podaży tego typu produktu i pokazania, że one są smaczne, odżywcze, ciekawe i że rezygnując z produktów tradycyjnych w zasadzie nie musimy rezygnować z tego, co lubimy, czyli ze smaku, prawda? I myślę, że my w taki sposób realizujemy dzisiaj tę misję, czyli poprzez budowę dystrybucji, poprzez to, że co dzień rano pojawiamy się w tej firmie, rozwijamy ją dalej razem z naszym zespołem. I myślę, że to w taki sposób bym zdefiniował tę naszą misję dzisiaj.
Czyli wartości są obecne gdzieś tam w tle i w fundamencie faktycznie, natomiast ich realizowanie nie odbywa się poprzez w cudzysłowie ewangelizowanie kogokolwiek, tylko poprzez dostarczanie jakościowej alternatywy, co jakby ułatwia podejmowanie decyzji, których chcielibyście, żeby ludzie podejmowali więcej i częściej, więc możecie biznes połączyć z jakąś taką właśnie misją zmieniania świata na lepsze, we własnym rozumieniu.
Dokładnie tak, natomiast jeszcze taka mała może dygresja, że finalnie ta proporcja, na ile to jest biznes, a na ile zmienianie świata, myślę, że w skali takich organizacji jak nasza jednak zdecydowanie większy nacisk musi być na biznes, bo jeśli tego nacisku nie będzie, to rykoszetem dostanie właśnie ta chęć zmiany świata, bo po prostu ten biznes ma mniejsze szanse na przetrwanie, a póki ten biznes może przetrwać i jakby realizować swoje takie cele excelowskie nazwijmy, to wtedy ta realizacja misji świata, realizacja jakby misji firmy wraz z rosnącą skalą po prostu też automatycznie ma coraz większy udział.
Jasne, istniejecie, egzystujecie w warunkach rynkowych zupełnie, czyli gdybyście się chcieli na to obrazić, to właściwie przyjęlibyście trochę poza takich marzycieli, którzy mają świetny pomysł, ale rzeczywistość na niego nie zasługuje tak naprawdę.
Rynek w naszej kategorii zweryfikował wiele firm, które miały właśnie takie podejście. Niestety to jest bolesne i czasami brutalne, ale jeśli się w odpowiednim momencie nie kliknie takiego wewnętrznego tego stop lossa, o którym rozmawiamy, czyli stop lossa na decyzje takie mniejsze wewnętrzne, to po prostu to pociąga z sobą jakieś konsekwencje, czy to w wyniku finansowym, czy to właśnie w hamowaniu rozwoju.
Rozumiem. Wiesz co, nasuwają mi się kolejne pytania, bo każdy produkt innowacyjny, a Wasze produkty są innowacyjne, tak jak mówisz, trafiliście na dość spory i głęboki niebieski ocean, produktów alternatywnych było bardzo mało. Niska dostępność pewnie przekłada się też na to, że są dosyć drogie, nie ma wyboru, więc to był plus, ale też ta innowacyjność oznacza, że są jakieś obiekcje klientów, które trzeba jakoś pokonać, przekonać ich do tego, że nie ma się co martwić, trochę żartobliwie zaczęliśmy od tego, czy można zrobić masę bez mięsa, ale pewnie tych obiekcji było więcej takich, czy ten produkt jest faktycznie wart tego, żeby go kupić, czy jako alternatywa nie jest surogatem, namiastką, tylko alternatywą właśnie.
Rafał Czech
Podstawową kwestią roślinnych alternatyw jest- było i jest, chociaż o tym coraz już się tak głośno nie mówi, ale kiedyś było takie klasyczne pytanie, skąd bierzesz białko do osób, które są w diecie roślinnej. I to jest coś, co nam absolutnie przeświecało od samego początku, czyli żeby ten poziom białkowości był przynajmniej taki jak w tradycyjnych odpowiednikach albo i nawet większy. Mówi się też tam o wchłanialności tego białka i o poziomie aminokwasów i tak dalej, natomiast łączenie różnych składników powoduje, że ten aminogram jest pełen. A co do wchłanialności, to ta zawartość białka roślinnego jest często tak duża, że nawet jeśli poziom wchłanialności jest niższy niż białka zwierzęcego, to jakby to finalnie się gdzieś tam bilansuje. I to jest jakby pierwszy czynnik, na który my stawiamy w komunikacji, o którym mówimy, czyli ta białkowość. Jakby ta komunikacja się odbywa na wielu poziomach. Jakby na poziomie takim marketingowo-internetowym, social mediowym, w którym my opowiadamy o tym, z czego są zrobione te produkty, właśnie ile mają białka i jakie inne parametry. Po komunikacji na półce w sklepie, gdzie już sam produkt musi się obronić etykietą, składem, ceną. Nasze produkty w tej chwili są w takiej średniej półce cenowej roślinnych alternatyw. Niekiedy nawet bym powiedział, że już poniżej trochę średniej, bo inflacja jakby też ma wpływ nie tylko w tradycyjnym rynku, ale też i naszym. Więc w taki sposób budujemy tę przewagę i w taki sposób komunikujemy te wartości, które reprezentuje ten produkt. A czy to się już ono obroni? To już się sprowadza do tego, że ktoś go musi kupić, otworzyć i spróbować. Wiele naszych produktów np. nasi klienci nie jedzą na zimno, tylko je podgrzewają. Te produkty podgrzane dostają zupełnie inne doznanie. Są produkty, które sugerujemy jeść tylko na zimno, a są takie, które sugerujemy podgrzać. Nasz bezmięsny boczek jest takim produktem, który jest absolutnie świetny po podsmażeniu na odrobinie dobrego tłuszczu, bo sam sobie ma tego tłuszczu bardzo mało. I wtedy konsument ma poczucie, że je coś naprawdę dobrego i smacznego.
Poczułem się bardzo zaintrygowany i zainspirowany do próby. Prawda? Mam ślinka trochę, jak powiedziałem, boczek i tłuszczu. Znakomicie. Tak teraz sobie myślę o rynku e-commerce’owym, bo wy sprzedajecie i stacjonarnie, i organizujecie dostawy poprzez zamówienia online, prawda?
Dokładnie tak. W zasadzie my zaczynaliśmy od online, tak naprawdę to był nasz zupełny początek. Zaczynaliśmy właśnie od crowdfunding’u, który był też… jakby oprócz akcji crowdfunding’owej wymagał logistyki sklepu internetowego. Logistyka sklepu to jest coś, nad czym nieustannie pracujemy od już tych ponad 8 lat, w czerwcu będzie 9. Sklep internetowy jest naszym istotnym zasobem w ramach tego, co robimy z bardzo wielu względów, ze względów i przychodowych, ale ze względów marketingowych, ze względów takich, że nasze produkty nie mają dystrybucji w każdym sklepie, więc możemy dzięki temu docierać do osób, które chciałyby spróbować naszych produktów, ale nie mogą do nich dotrzeć lokalnie, bo na przykład nie ma w ich okolicy sieci handlowej, w której jesteśmy dostępni. Po drugiej stronie mamy dostępność naprawdę w bardzo dużej puli sieci handlowych. W tej jesteśmy w Auchan, Carrefour, Leclerc. Kaufland, Selgros, Intermarche, pewnie jeszcze o czymś zapomniałem, ale jesteśmy dostępni w takim wymiarze, natomiast ta oferta per każda sieć jest trochę inna, w sensie nie każda sieć ma zalistowany dokładnie ten sam produkt, więc na przykład bezmięsny boczek może być tak, że może nie być dostępny w każdej z tych sieci. E-commerce’owo tam trochę inaczej podchodzimy do tej sprzedaży. Mamy znacznie więcej narzędzi i możliwości do tego, żeby w cudzysłowie sprzedać ten produkt, czyli żeby pokazać jego właściwości, zaprezentować go, czy to popularnymi teraz różnymi rolkami na Instagramie, czy zachęcającymi zdjęciami, opisami. Tam mamy możliwość jakby pozyskania jakoś tej uwagi. Na półce ten produkt już musi się bronić też i konkurencji i w ogóle tego, że sklep jest wielki, więc zanim się dotrze do tej półki, jeśli ktoś chce rzeczywiście kupić bezpośrednio ten produkt, to wie, gdzie ma iść, ale na przykład jeżeli chcemy pozyskać nowe osoby w sieci handlowej, to tam nasza sprawczość jest bardzo znikoma. Natomiast w przypadku sklepu internetowego, Mamy znacznie więcej możliwości do docierania do nowych osób, ale to powoduje też często to, że pod naszymi postami mamy naprawdę wartkie dyskusje osób, które są giga przeciwnikami takich produktów jak nasze, z osobami, które są wielkimi wyznawcami roślinnych alternatyw.
Czyli macie ambasadorów marki i hejterów marki, tak?
Może nie hejterów marki, co po prostu samej kategorii produktu…
Bo tak, bo jak mówiłeś o tym, że wiesz, weganie, wegetarianie w pierwszej chwili myśleliście, że to będzie wasza główna czy praktycznie wyłączna grupa docelowa, to sobie tak pomyślałem, że my tu dotykamy trochę kwestii takich światopoglądowych. To są często wybory światopoglądowe i stąd się chyba to bierze.
To są takie światopoglądowe i socjologiczne kwestie. Ostatnio udzielałem jakiegoś innego wywiadu i dokonałem tam takiego porównania, że mam poczucie, że roślinne alternatywy wzbudzają podobne emocje co dwie partie w naszym kraju i mam wrażenie, że to jest podział i podobnego rodzaju walka trochę na takim poziomie internetowym. To, jakie tam latają czasami argumenty i teksty, to odpalić tylko popcorn i czytać. Także zachęcam. Ale to jest coś, na co my już bardzo rzadko reagujemy. Ta dyskusja, mimo że dzieje się pod naszymi postami, uznaliśmy, że skoro jest ona tak intensywna i żywa, to tylko wpływa na te zasięgi naszych postów, więc uznaliśmy, że mamy szansę dzięki temu dotrzeć do jeszcze większej puli osób i być może z tych przeciwników jednak trafi się parę, paręnaście procent osób, które jednak zaryzykują i spróbują roślinnych alternatyw.
Rozumiem, czyli troszeczkę udaje wam się cechę algorytmów mediów społecznościowych, która promuje polaryzacyjne postawy, wykorzystać mimochodem ścicha pęk do napędzania zasięgów. Nie wykorzystujecie jej nawet, tylko po prostu tak się dzieje.
To jest to, co jest ciekawe, że minęło już tyle lat i te produkty już weszły naprawdę dość szerokim łukiem na rynek spożywczy, to zastanawiamy to, że wciąż trafiają się osoby, które są bardzo tym zdziwione, że w ogóle są takie produkty i że w ogóle ta dyskusja się jeszcze nie wyczerpała. Dlatego mówię o tym konflikcie, tym partyjnym konflikcie, bo ta dyskusja też się wciąż nie wyczerpała i nieważne co się będzie działo, ta walka będzie funkcjonować. U nas wygląda to tak samo.
Fascynujące to jest, bo w głowie słucham Ciebie i szukam jakiegoś takiego porównania, bo jeżeli dobrze rozumiem, to Wy nikomu bezmięsnego boczku do gęby, że tak powiem, nie wpychacie. Mówiliśmy wcześniej podczas rozmowy, że w zasadzie to skupiacie się, wychodząc ze swoich wartości, jednak w działaniu i misji skupiacie się na tym, żeby tak pozytywistycznie działać, czyli proponować fajne alternatywy, żeby podkreślać korzyści. Nie ma w tym tonu jakiegoś pouczającego, nie ma w tym wyższości. I pytanie, dlaczego komuś się chce? Jedyne coś, co mi się nasuwa jako takie być może analogiczne, to wiesz, czasami można się natknąć na dyskusje miłośników czy zwolenników opon całorocznych bądź opon zimowych, letnich. I tam troszeczkę, bo to też jest jakoś takie światopoglądowe może, A ta światopoglądowość chyba dużo bardziej się wyraża i odbija faktycznie w takich wyborach mięsnych, bezmięsnych, mlecznych, bezmlecznych. Opisowo, rzecz ujmując, to tak po prostu się dzieje. À propos bezmięsnych, bezmlecznych, bo nie tylko bezmięsne, ale również bezmleczne, czyli udaje Wam się pomimo takiej niszy dosyć niszowej poszerzać ofertę produktu. Dobrze myślę?
My już nie pamiętam dokładnie ile, ale dwa czy trzy lata temu uznaliśmy, że nasz brand BezMięsny jest znacznie bardziej pojemny niż nam się wydawało. I rzeczywiście nasza taka specjalizacja i myślę, że ona z nami długo jeszcze zostanie, to jest jakby specjalizacja, w roślinnych alternatywach dla wędlin szeroko pojętych. Czyli my się specjalizujemy właśnie w produktach plastrowanych, kiełbaskach, kabanosach, być może w jakiś takich produktach w kawałkach marynowanych. Teraz np. wprowadziliśmy super alternatywy dla kurczaka z czystym składem. W naszym kręgu zainteresowań nie są jakoś specjalnie produkty formowane, czyli nie wiem, czy to burgery, czy jakiegoś innego różnego rodzaju kotlety. Kiedy próbowaliśmy sobie zdefiniować tę pojemność tego brandu BezMięsnego, uznaliśmy, że jest jeszcze pole w subkategoriach. Drugą subkategorią, którą uruchomiliśmy, tak naprawdę nie był BezMleczny, bo Bezmlecznego uruchomiliśmy rok temu, tylko wcześniej był BezRybny. I tam mamy alternatywę dla ryb.
Sprzedawaliście raki?
Nie, ale stworzyliśmy alternatywę dla wędzonego łososia na zimno. Mamy alternatywę pasty ala łososiowej, czy też co jakiś czas sprzedajemy w takich czasowych akcjach produkty takie jak kotlety rybne panierowane, bezrybne. Po tym uznaliśmy, że ta pojemność jest znowu jeszcze większa, więc weszliśmy w świat BezMleczny, czyli produktów dla osób, które nie chcą jeść nabiału albo nie mogą jeść nabiału, bo mają nietolerancję laktozy. Wprowadziliśmy serię produktów, które są alternatywami dla serów na bazie białka bobu. I to w ogóle w kategorii takich, nazwijmy w cudzysłowie, żółtych serów była jedna z pierwszych takich alternatyw, które nie są tylko skrobią i olejem kokosowym, ale mają ten dodatek białkowy właśnie i mają super skład. I myślę, że to nie jest koniec tej pojemności marki, dlatego że my mamy w planach jakieś potencjalne kierunki, w którym byśmy chcieli dalej się rozwijać, ale jeszcze nie wiemy w którą stronę. Szukamy teraz takiej kategorii, która pozwoli nam już nie być tylko uzupełnieniem do BezMięsnego i dorzuceniem jakiegoś wolumenu, tylko żeby była jakąś taką kategorią w samym sobie, która będzie miała przynajmniej taki potencjał jak w ogóle cały BezMięsny.
A czy możesz powiedzieć cokolwiek na temat tego, jak wygląda ten proces przygotowywania nowych produktów, czy powstawania pomysłów na produkty, czy kierunki?
Pomysły to często są pomysły, siedzę i wpadło mi coś do głowy, to przeważnie są takie pomysły i my wdrażając jakieś produkty, musimy być sami przekonani do tego, że widzimy potencjał po prostu w samym produkcie. Że dzisiaj tworząc produkty, raczej szukamy nowych dróg, a nie korzystamy z potrzeby, jaka jest obecnie na rynku. Szukamy nisz, szukamy produktów, które będą wyjątkowe na swój sposób i np. takim produktem, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni z wdrożenia z zeszłego roku, jest bezmięsna mielonka. Czyli produkt, który dla osób na diecie wegetariańskiej i wegańskiej mógłby się wydawać absolutnie nie do przełknięcia. Bo ten produkt jest niesamowicie dobrze zrobiony i on jest w takiej kategorii produktu premium, czyli to nie jest taka tania mielona, tylko to jest naprawdę super smaczny i wartościowy produkt. I to nie było tak, że na rynku była potrzeba stworzenia bezmięsnej mielonki, bo ktoś jej nie zrobił. Po prostu czuliśmy, że to może być dobry kierunek.
Czy można z niej robić kotlety?
Nie, to jest taka mielonka plastrowana. To jest naprawdę kajzerka i sama ta mielonka. To jest naprawdę świetne, to jest przepyszny produkt. Natomiast takie techniczne już tworzenie to już odbywa się we współpracy z technologami. My tworząc produkty, często staramy się wykorzystać zasoby, które mamy wypracowane, czyli różnego rodzaju czy technologie, czy surowce, które posiadamy i to są surowce różnej kategorii, funkcjonalne, smakowe, czy białka, które posiadamy w takiej codziennej produkcji. Natomiast pod koniec zeszłego roku opracowaliśmy zupełnie nową technologię, technologię właśnie do bezmięsnego kurczaka i bezmięsnych parówek, która pozwala nam uzyskać bardzo prostą etykietę, niebazującą na białku pszennym, tylko na białku grochowym. No i tam też są takie elementy już trochę biotechnologiczno-fermentacyjne.
Rafał, co to znaczy uzyskać bardzo prostą etykietę? W sensie skład?
My wszystkie składniki, z których my osobiście czujemy się dobrze i mamy przekonanie, poczucie, że to nie są składniki funkcjonalne, które wytwarzają jakąś funkcję, na przykład nadają tekstury, utrzymują produkt albo jakieś właściwości. I teraz doszliśmy w końcu do technologii, która pozwala nam docierać do tych osób, które są bardzo wrażliwe na skład. Stworzyliśmy parówkę, która bazuje praktycznie na samym białku grochowym, nie posiada żadnych dodatków funkcjonalnych, o których w internecie się pisze różne rzeczy, ale często te rzeczy nie są zgodne ze stanem rzeczywistym i te składniki, które są używane, są powszechnie używane od wielu lat i nie ma badań, które by potwierdzały, że mają negatywny wpływ. Ale parówka jest właśnie takim produktem. Dopiero w zeszłym roku rozwinęliśmy ten segment premium takich produktów, czyli gdzie te składniki i surowce są nieporównywalnie droższe i technologia sama wymaga dużo więcej czasu. Na przykład taka parówka i wyprodukowanie to nie jest jeden dzień. To naprawdę potrzeba wielu dni, żeby wyprodukować jedną partię. I to produkt, który nam się świetnie przyjął, ruszyliśmy z nim na Black Friday w zeszłym roku i w zasadzie przez całe święta codziennie mnóstwo osób pisało do nas, kiedy ten produkt wróci. Teraz wrócił, więc wszyscy ci, którzy tęsknili, są szczęśliwi. Więc tak wygląda tworzenie produktu, od koncepcji po taką techniczną część, potem są próby technologiczne, potem robimy pilotaż właśnie w sklepie internetowym, zbieramy feedback. Jeśli feedback jest taki, jakiego oczekujemy, no to produkt idzie na szeroki rynek.
Czyli nie jest to wyłącznie rzecz, która powstaje w zaciszu Waszych kuchni, to już jest rozbudowany proces produkcyjny, są technologie żywienia, jak wspomniałeś, nie może być inaczej.
Tak, w tej kuchni to my na początku zaczynaliśmy i potem już musieliśmy zmienić bardzo sposób funkcjonowania, no bo po prostu weszliśmy na szerokie wody i potrzeba wtedy większej dynamiki i przede wszystkim posiadania dostępu do tych różnych składników funkcjonalnych czy aromatów, żeby finalnie ten produkt złożyć w coś naprawdę dobrego. Naszym takim celem i założeniem jest to, żeby ludzie wracali po ten produkt. To jest nasz cel przy tworzeniu wszystkich naszych wyrobów.
Jeżeli możesz powiedzieć, sprzedaje cię więcej w online czy stacjonarnie?
Nie, zdecydowanie stacjonarnie. To online jest jakimś tam dodatkiem.
Ale od niego się zaczęło, nie? To jest ciekawe.
Tak, od niego się zaczęło. No i to my traktujemy to jako taki nasz sklep firmowy po prostu, że wiele firm ma swoje sklepy firmowe takie fizyczne, a my mamy po prostu swój sklep online, który pozwala być sklepem firmowym dla całej Polski, a nie tylko w jakimś jednym punkcie czy paru punktach w Polsce. I tak to sobie do tego podchodzimy i tak to traktujemy.
Prze ciekawe, zrobiłem kilka takich video case study z przedsiębiorstwami, sklepami, które były najpierw stacjonarnymi albo wręcz sieciami stacjonarnymi, a potem wchodziły do e-commerce’u, do online’u, a tutaj jest odwrotnie. Może trochę dlatego, że wasza grupa docelowa łatwiej było do niej dotrzeć wtedy w online na pewno.
Zdecydowanie, ta grupa osób na diecie roślinnej jest bardzo aktywna w internecie i to też w ogóle jest ciekawe, że my jak zaczynaliśmy 9 lat temu, firm spożywczych działających w internecie było naprawdę bardzo, bardzo, bardzo mało. My byliśmy jednymi z pierwszych, myślę, że w ogóle w kategorii roślinnej to byliśmy jako jedni z pierwszych. i też jako jedni z niewielu w kategorii spożywczej. Cała ta logistyka spożywcza się rozwinęła przez kilka lat, jest jeszcze tu wiele do zrobienia, ale dzieją się fajne rzeczy właśnie w kwestii zachowania ciągu chłodniczego.
To mi rozwiń, proszę, bo à propos jeszcze obiekcji klienta, to jest taka rzecz, że gdybym zamawiał mięso online, to moja pierwsza obiekcja jest taka, o Panie, przecież na to świeże przyjedzie, to przy alternatywie mięsa też mam takie pytanie.
Oczywiście. Jest to zupełnie zrozumiałe. W takich okresach powiedziałbym od jesieni do wczesnej wiosny, sprzedajemy wtedy tak naprawdę najwięcej i być może wynika to właśnie z tych obaw, które mają klienci, czy latem to do mnie dojedzie, ale też pewnie z tego, że ludzie po prostu wyjeżdżają w tym jak jest cieplej, częściej wyjeżdżają i gdzie indziej kupują wtedy nasze produkty i też w tym okresie jesienno-zimowym też mamy święta Bożego Narodzenia, Black Friday, Wielkanoc, więc to są też na pewno czynniki, które mają wpływ na tę zwiększoną sprzedaż. My mamy dopracowany system, w którym nasze produkty właśnie w takim okresie jesienno-zimowym są wysyłane w specjalnych styroboksach. Natomiast w okresie letnim mamy kontakt do firmy, która przygotowała takie specjalne żelowe wkłady, które wytrzymują 48 godzin zamrożone. Wiadomo, jak są ekstremalne upały 35-37 stopni, to wtedy przekładamy w ogóle wysyłki, no bo wtedy w ogóle nawet chłodnie mają problem taki standardowy, nie mówię, że u nas, tylko w ogóle jest problem z utrzymaniem tego ciągu chłodniczego przy jakichś takich ekstremalnych warunkach pogodowych. Natomiast mamy przygotowany system, w którym my wysyłając paczkę, ona często dociera do klienta w nie więcej niż 24 godziny, czyli jeśli Wyślemy te paczki dzisiaj o 16 czy 17, bo my funkcjonujemy w takich cyklach tygodniowych, czyli zbieramy zamówienia i naraz robimy wysyłkę. Czemu pozwala nam to zrobić jeden duży odbiór na raz o późniejszej godzinie i wtedy przez noc, gdzie jest chłodniej i jest ten wkład chłodzący, ta paczka często z rano albo do południa dociera już do klienta i klienci nawet wysyłają zdjęcia z termometrem i że ta paczka dojechała, tam jest kilka stopni i daje to radę.
Wejdę Ci trochę w słowo, bo to jest bardzo ciekawy taki insight, jeżeli chodzi o organizację, bo to jest dość wyjątkowe. Wy sobie przekalkulowaliście, że w czasach, kiedy wszyscy mówią o tym, jak ważna jest szybka dostawa, w Waszym przypadku szybkość dostawy nie jest najważniejsza, bo ważniejsze jest to, żeby ona była bezpieczna dla klienta i żeby była bezpieczna w jego percepcji, w jego odbiorze.
Tak, to jest bardzo ciekawe pytanie i rzeczywiście to, co my robimy, jest niesamowitym zaprzeczeniem dzisiejszego takiego quick commerce. Wszyscy oczekują tego, dzisiaj zamówię buty, jutro rano już będę mógł w nich chodzić. Natomiast my nasze produkty robimy na świeżo, w sensie takim, że my chcemy, żeby klient, który dostaje te produkty, dostawał zawsze jak najświeższą partię, więc mamy też jakieś cykle produkcyjne. Co też pewnie na takim poziomie podświadomym wywołuje jakąś taką zasadę niedostępności i być może dlatego BezMięsny cały czas jest ciekawy dla jakiejś grupy osób, bo nie jest po prostu dostępny na wyciągnięcie ręki. Ta dostępność na wyciągnięcie ręki jest w sklepach stacjonarnych, więc ktoś może sobie po nie pójść, po te produkty je kupić. Natomiast w takim wymiarze online, gdzie ma spektrum całej oferty, którą mamy, a tych produktów w tej chwili już jest chyba dwadzieścia parę czy tam koło trzydziestu, już nie pamiętam dokładnie, i może sobie zrobić większe zapasy. Często robimy różnego rodzaju akcje promocyjne na poszczególne asortymenty. Klienci często zamawiają dużo więcej i sobie mrożą te produkty. I w ogóle, porównując na przykład kanał online do stacjonarnego, to jest też ciekawe, że ten koszyk zakupowy inaczej wygląda. Nasz koszyk zakupowy online jest nieporównywalnie większy niż w takim sklepie stacjonarnym, gdzie tam w sklepie stacjonarnym ktoś kupi 1, 2, 3 produkty, a tu potrafi ich kupić kilkanaście razy albo i więcej. Są tacy klienci, którzy potrafią złożyć zamówienie za tysiąc złotych w naszym sklepie, bo po prostu np. organizują jakąś imprezę albo sobie zamrożą, mają całą zamrażarkę naszych produktów i w taki sposób funkcjonują.
Rozumiem. Bardzo ciekawy insight. À propos jeszcze takich online’owych rzeczy, bo powiedziałeś już, że w tej chwili stacjonarnie wolumen sprzedaży jest większy, ale online traktujecie jednak w pewnym sensie prestiżowo i też macie jakiś priorytet na to, jako sklep firmowy trochę, bo od tego się zaczęło. Tam również pewnie macie faktycznie wielu takich zwolenników waszych produktów. Chciałem zapytać o to, co takiego robicie, jeżeli chodzi o sklep internetowy, co być może Was wyróżnia? Zastanawiam się, czy jest coś jeszcze, co jest troszeczkę innego i troszeczkę odstaje od branży w Waszym przypadku. Robicie coś z marketing automation ciekawego?
Myślę, że to co my robimy i robiliśmy od początku, my zawsze byliśmy jako założyciele bardzo blisko klienta i jakby to utrzymujemy i uważam, że to jest gigawartość, którą my możemy dać klientowi, czyli który ma poczucie, że gdzieś naprawdę ktoś za tym stoi i dba o to, żeby było wszystko dowiezione, od początku do końca tak jak należy. I to jakby robimy w takim wymiarze wizerunkowym. Natomiast w wymiarze takim techniczno-marketingowym, jeśli chodzi o automatyzację marketingu, to głównie korzystamy właśnie z edrone i w zasadzie tylko i wyłącznie w ramach jakby takiej wewnętrznej jakby komunikacji samego sklepu. Czyli korzystamy z takiej automatyzacji remarketingowej, w której mamy ustawione różne jakby parametry do przypominania klientowi, że miał zrobić zakupy, ale w końcu ich nie dokończył, więc fajnie, byłoby super, jakby dokończył i żeby do niego przyjechały. Czy korzystamy, nie wiem, czy dobrze zapamiętałem nazwę z social proof?
Tak, jest taka funkcjonalność on-site’owa.
I właśnie jak Klaudia do nas dołączyła, to zaczęliśmy niedawno wszystko korzystać, jest to bardzo fajne. No oczywiście korzystamy w ramach wysyłania, jakby prowadzenia całej wysyłki newsletterowej i newsletter jest istotną częścią tego, co robimy i to głównie z tego właśnie korzystamy. No i mam nadzieję właśnie, że Klaudia, z którą mieliście szansę współpracować, też pozwoli nam odkryć nowe zasoby edrone. Jesteśmy na to otwarci i będziemy w to inwestowali, bo pomaga nam to wytworzyć większą wartość dla klienta i dla nas samych w sensie takim organicznym, czyli niekoniecznie za rzeczy, które musimy płacić, tak jak np. płacimy za reklamy, za Facebook Ads czy Google Ads, to tu możemy to robić w ramach jakiegoś takiego własnego wytworzonego ekosystemu.
Zapytam o newslettery, bo jak powiedziałeś o tym, że chcieliście zawsze być blisko klienta, za pomocą automatyzacji można być blisko klienta, ale wymaga to jakby delikatnej ręki, żeby był ten taki human touch, powiedzmy sobie. Za pomocą newslettera wydaje mi się stereotypowo, rzecz ujmując, trochę łatwiej. Ogarniacie newslettery, jak rozumiem. To jest coś, co robicie?
Nie ogarniamy już tworzenia ich, natomiast jako firma korzystamy bardzo dużo z newslettera i staramy się przede wszystkim nie zasypywać ludzi tymi newsletterami, tylko staramy się, żeby ilość wysyłanych treści była możliwie maksymalna w stosunku do akceptacji potencjalnego czytelnika, no bo te skrzynki mailowe, nie wiem, Ryanair wysyła codziennie maile czy ktoś tam inny. My tego nie robimy w taki sposób. My korzystamy do newslettera z dwóch takich głównych, z trzech, do trzech jakby takich głównych segmentów. Pierwszy to jest jakby informowanie klienta o jakichś fajnych akcjach, które mamy w tej chwili w sklepie internetowym i to jest bardzo ważne dla naszych konsumentów. Drugi to właśnie jak robimy różnego rodzaju premiery nowych produktów i opowiadamy o tych produktach w newsletterze, a trzeci to taki segment, którego używamy do komunikowania jakichś istotnych dla nas wydarzeń, czyli na przykład w czerwcu z istotnym takim wydarzeniem są nasze urodziny i w ramach tego robimy masę różnych ciekawych akcji. I w zasadzie do tego głównie korzystamy z newslettera.
Czyli taką fajną przewidywalność i konsekwencje oferujecie, że kiedy subskrybujący otrzymuje jakiś newsletter, to może się spodziewać, że nie jest to jakaś randomowa treść i nie są to jakieś wykrzykniki, że w tej chwili się dzieje coś bardzo ważnego, co niekoniecznie musi być ważne. Tylko że jest to jedna z tych trzech rzeczy, czyli coś związanego z nowym produktem, nowością, coś związanego z fajną promocją, ważne wydarzenie bądź już tradycyjna taka urodzinowa oferta jakaś specjalna.
Zgadza się, tak to właśnie funkcjonuje.
Fajnie, bo to dobrze robi dla relacji, zdecydowanie. Powiedz mi Rafał, masz mnóstwo doświadczeń związanych z założeniem, rozwijaniem, prowadzeniem tej firmy. Na pewno rollercoaster, mówiąc już bardzo kliszowo, ale po prostu tak. Czy jest coś takiego, czym chciałbyś się podzielić, czy powiedzieć, jakaś refleksja, jakiś inside, jakieś coś takiego, że kurde, zawsze próbuję opowiedzieć tę historię na imprezie, ale nie umiem się dobić do głosu. Jak nie ma, to w porządku, a jak jest, to się podziel.
Myślę, że to, czego mi osobiście brakuje w dyskusji na przykład czy ze znajomymi, czy z rodziną o BezMięsnym, to zrozumienia często tego, z jakimi wyzwaniami się zmagamy. I że nie zawsze słowami da się przekazać jakąś trudność taką ogólną, póki się tego po prostu nie przeżyło. Ale kiedy się już rozmawia z osobami, które przeszły to, czyli zdecydowanie większa masa przedsiębiorców, którzy zrobili znacznie większe i fajniejsze rzeczy niż my i oni to przeszli, to oni to rozumieją, bo byli w tym miejscu przeważnie. Więc to jest taka moja osobista refleksja. Natomiast jeśli ktoś myśli o założeniu swojej firmy, to przede wszystkim polecam zrobienie tego z kimś, komu się bezgranicznie ufa. Ja taką osobę, w sensie osoby udało nam się połączyć razem we trzech i jest między nami taka więź.
Jeszcze wiesz, to przeszło test weryfikacyjny, bo można bezgranicznie ufać i wcale nie musi się to udać.
Myślę, że jakby to, co daje ta relacja z tą firmą, to jest niesamowite poczucie spełnienia, przeplatane bardzo trudnymi momentami i trochę trzeba nauczyć się funkcjonować w takim biznesowym środowisku borderline po prostu. I że to tak funkcjonuje i to potrafi się zmieniać z godziny na godzinę, że dostało się jakoś super świetną informację, po czym za godzinę jest jakaś bomba i w ogóle się o tamtym już nie pamięta. Ale to też pewnie jest kwestia doświadczenia i takiej nauki przebywania w takim środowisku i też myślę, że to przychodzi z czasem. My już coraz lepiej chyba zaczynamy funkcjonować właśnie w tym rollercoasterze. Nie zawsze było kolorowo, ale takie też po prostu jest chyba życie i prowadzenie biznesu i trzeba iść do przodu i nie narzekać.
Czy ja dobrze pamiętam, że wśród sieci, w których dostępne są wasze produkty, wymieniłeś Kaufland?
Tak, Kaufland jest naszym klientem.
To się świetnie składa, bo ja właśnie sobie tak robiłem research w głowie, co ja mam tutaj blisko biura, blisko biura mam Kaufland. Myślę, że niezwłocznie po zakończeniu nagrania biegnę do Kauflandu, bo co najmniej trzy razy leciała mi ślinka podczas tego nagrania. To samo polecam wszystkim nas słuchającym, wszystkim nas oglądającym. Tobie, Rafał, bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.
Ja też dziękuję bardzo i do zobaczenia.
Do zobaczenia. Wszystkiego dobrego.
O prowadzącym
Bartosz Fabjański
Twórcze podejście do komunikacji najpierw praktykował… ucząc angielskiego, w przeróżnych, barwnych okolicznościach. W marketingu i reklamie zaczynał jako copywriter/creative w branży fashion oraz IT, pracował też jako freelancer, m. in. jako freelancer dla Agencji Nie Do Ogarnięcia. W edrone wymyśla i realizuje treści video, często świetnie się przy tym bawiąc. Wierzy, że aby dobrze mówić, trzeba doskonale słuchać. Codziennie pracuje na to, by móc się nazywać osobą kreatywną.